🐉 Wszystko Dzieje Się Po Coś

Wszystko dzieje się po coś Pani Snapchat My kobiety chcemy być poukładane, chcemy mieć wszystko zaplanowane, mamy listę rzeczy, które na pewno przydadzą się na wakacjach i listę tych, które może i się nie przydadzą, ale które musimy zabrać, no bo co będzie, gdy wydarzy się coś niespodziewanego. Po Coś Lyrics: Wszystko robię po coś, robię po coś / Żeby moja przyszła rodzina miała w życiu prosto / A póki co sam nocą, sam nocą / Patrzę w okno no i myślę, że ufam tylko tym Gdy w życiu dzieje się źle – co wtedy robisz? Kryzys różnie smakuje. Są takie momenty w życiu, gdy staje się częstym gościem w Twoim domu, a jednak nikt nie ma o nim pojęcia. Nikt oprócz Ciebie. Zakrada się niepostrzeżenie, zajmuje honorowe miejsce i dezorganizuje wszystko to, co budujesz od tak dawna. Rozrywa na kawałki Wówczas bowiem nie widzę po prostu innego wyjścia, jak bronić Ciebie przed sobą samą i własnym „samobiczowaniem!” Zatem zaczęła od tego, jak jeszcze wczoraj wyszła chyba ok. 17 „na spacer” / czyli do warzywniaka 😛 p. Tomasza. Okazało się, iż jest zamknięty, bo pracują w nowych godzinach: pon.-pt. tylko do godz. #wszystko dzieje się po coś. Pośrednik ubezpieczeniowy w OVB Allfinanz Polska Spółka Finansowa Sp. z o.o. Odkryj "Wszystko dzieje się po coś" z kanałem Partner Life Love Light JMP. Omawiamy możliwe lekcje życia w tu i teraz. Podkreślamy jak istotna jest akceptacja siebie i wyzwaniami codziennego myślenia. Dołącz do nas i odkryj głębszy sens życia. tłumaczenia w kontekście "WSZYSTKO DZIEJE SIĘ ZA SZYBKO" na język polskiego-angielski. Wiesz, jeśli wszystko dzieje się za szybko, to może moglibyśmy przełożyć ślub. - If it's all happening too fast, you know, we could just postpone. Wszystko dzieje się po co coś. każde słowo, każdy gest, każdy ruch wyraża nasze uczucia, które chcemy przekazać. Jednak nie wszystkie emocji potrafimy uzewnętrznić, albo po prostu boimy się jak inni na zareagują. 41 likes, 4 comments - rozglosnia_wellness on September 8, 2023: "Witam ponownie Mam nadzieję, że zarówno Wy, Wasze pociechy czy inni najmłodsi cz" Prywatnie jestem mamą x3 i żoną x1, mieszkam w najlepszym mieście, czyli w Gdyni i wychodzę z założenia, że wszystko dzieje się po coś, a życie jest za krótkie, żeby martwić się na zapas! Na długie zimowe wieczory, z kubkiem gorącej herbaty obok Tatiana, zwariowana 40-latka posiadająca kochającą rodzinę, wiedzie ułożone i szczęśliwe życie. Odnosi sukcesy w pracy, wraz z najbliższymi przeprowadza się do wymarzonego domu. Wydaje się, że wszystko idzie po jej myśli. Do pewnego moment Moje znudzenie objawiało się coraz mocniej, mimo że przecież wiedziałam, że obędzie się bez dzikiej przygodzie i fajerwerków. Oczywiście, może to kwestia tego, że na taki spokój jestem zbyt żywiołowa. Z natury dużo mówię i lubię jak coś się dzieje. Do spania zawsze odpalam po cichu film, żeby coś brzęczało. yZHXBO. Pani Snapchat My kobiety chcemy być poukładane, chcemy mieć wszystko zaplanowane, mamy listę rzeczy, które na pewno przydadzą się na wakacjach i listę tych, które może i się nie przydadzą, ale które musimy zabrać, no bo co będzie, gdy wydarzy się coś niespodziewanego. Jesteśmy takie, że jak ktoś w naszym otoczeniu nagle dostanie ataku alergii, to my ciach i z naszej torebki bez dna wyciągamy najlepszy specyfik na tę właśnie dolegliwość. I to jest ekstra! Świat bez nas by zginął. Naprawdę! Ale co by było, gdybyśmy tak czasem na przykład zrobiły coś zupełnie szalonego? I nie chodzi tu o skok z klifu na giętkiej linie, czy wejście na mont everest w zimie, chociaż to też byłoby super! Ale dajmy na to… gdybyśmy czasem zaufały… przypadkom? Nawet takim małym. Wierzycie w przypadki? W to, że one potrafią nasze życie wywrócić do góry nogami? I że czasem warto tym przypadkom przyjrzeć się z bliska, może nawet zaufać i zrobić coś szalonego, coś zupełnie niezaplanowanego? Ja na przykład przez czysty przypadek zostałam Panią Snapchat 🙂 i przez czysty przypadek moje życie w kilka chwil stało się niezwykle ekscytujące! Pewnego pięknego dnia do Centrum Zarządzania Kosmosem, czyli Biura ds. Promocji Uniwersytetu Wrocławskiego, przybył Tomek Sysło, nasz wrocławski social media ninja, człowiek, który ma głowę pełną zwariowanych pomysłów, artystą o kolorowej duszy. No i Tomek kiwnął na mnie palcem i powiedział – „o ty, ty! Ty mi pomożesz z tymi całymi mediami społecznościowymi! Czy ty wiesz, co to snapchat?” Do dziś nie wiem, dlaczego ja? (I jak się domyślacie, oczywiście, że NIE wiedziałam, co to jest snapchat). Może dlatego, że moje biurko było całkiem blisko jamy smoka, czyli biura mojego ówczesnego pana kierownika, w której Tomek z Andrzejem obgadywali tego dnia bardzo ważne strategie marketingowe dla uniwroc? W każdym razie ten palec został wycelowany właśnie we mnie i czuję go na swoim czole do dzisiaj! I oczywiście mogłam powiedzieć, o, nie, nie, nie zgadzam się stanowczo protestuję, jestem za stara, za gruba, za blondynka, za mało umiem w snapchata, właściwie to w ogóle nie umiem, poza tym boję się i chcę mieć święty spokój, wiec pozwólcie, panowie, że wrócę do mej strefy komfortu i przeliczę kolejnych dwieście długopisów z logo uniwroc, bo do sklepu wpadło zamówienie. Zamiast tego pomyślałam sobie tak. Może i nie wiem, co to jest ten cały snapchat, może i nie wiem, dlaczego ktoś nagle chciałby pokazać się światu z uszami i nosem kota, może i nie wiem, co to Bitmoji i po co ludzie właściwie je tworzą, może i przeszło mi przez myśl, że jestem za stara, bo przeciętni użytkownicy snapchata maja 16 lat a ja jakieś dwadzieścia więcej, może i tak! Ale co tam! To się dowiem, to poznam, to się nauczę i spróbuję 🙂 bo skoro ten palec wylądował akurat na moim czole, to po coś się to stało, i ja chcę otworzyć te drzwi, przejść przez nie i zobaczyć, co jest po drugiej stronie 🙂 A potem już było… o nie, nie było z górki, bo wtedy właśnie zaliczyłam największą wpadkę, jaką mogłam zaliczyć, biegałam z telefonem po uczelni przez tydzień, robiłam wywiady z naukowcami, relacjonowałam wydarzenia, pokonywałam dwieście schodów na Wieżę Matematyczną, bo przecież stamtąd piękne widoki i trzeba je pokazać światu, po czym… okazało się, że nikt prócz mnie tych snapów nie widział, bo nie umiałam w ustawienia prywatności 🙂 Zatem baby! Czasem zaufajcie przypadkom! Zboczcie z wytyczonej drogi. Może na początku nie będzie łatwo, może będzie pod górkę, ale potem, potem na pewno będzie ciekawie! -What if I fall? -Oh, but my darling, what If You fly? Do następnego poniedziałku! Pani Snapchat aktualnosci Wszystko dzieje się po coś – rozmowa z Martą Klepką 17 grudnia, 2021 Najważniejsi są ludzie, a najpiękniejszą wartością są relację i my – redakcja Hotel Management – o tym wiemy. Pisząc o relacjach, pomyślałam o pięknym i emocjonalnym wywiadzie z Martą Klepką, która znalazła swoją bezpieczną przystań w Heron Live Hotel. Ja też wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Zapraszam do lektury! Jak długo pracujesz w hotelarstwie i dlaczego zdecydowałaś się na taką pracę? – Moja przygoda z hotelarstwem zaczęła się 10 lat temu, kiedy dostałam propozycję objęcia stanowiska dyrektora BlowUp Hotel 5050 w Poznaniu. Ta przygoda trwała osiem lat. Była spełnieniem marzenia, bo zawsze kochałam hotele, lubiłam w nich przebywać, lubiłam przyglądać się wszystkim tym, którzy w nich pracują, relacjom, które ze sobą nawiązują i budują z gośćmi. Widziałam siebie w roli hotelarza. Kierowanie hotelem było dużym wyzwaniem. Wiele się nauczyłam. Udało mi się zbudować wyjątkowy zespół. Było nas około 30 osób. Dowodem na to, że był to bardzo zgrany zespół jest fakt, że do tej pory jesteśmy w kontakcie i mimo tego, że pandemia pozmieniała nasze plany, to nadal jesteśmy ze sobą w miarę blisko, cały czas kibicujemy sobie w nowych obszarach zawodowych i cieszymy się sukcesami naszych kolegów i koleżanek z zespołu. Po zamknięciu hotelu BlowUp Hall 50 50 w Poznaniu zrobiłaś sobie przerwę od hotelarstwa? – Przez półtora roku zrobiłam sobie przerwę od hotelarstwa. W międzyczasie otworzyłam firmę, ale cały czas czułam, że czegoś mi brakuje. Jestem stworzona do pracy z ludźmi, do bycia blisko ludzi, uwielbiam tworzyć, budować zespoły. I gdy pojawiła się propozycja objęcia stanowiska dyrektora Heron Live Hotel w Gródku nad Dunajcem, to przyznam szczerze, że mimo ogromnej odległości, jaka mnie dzieli od mojego ukochanego Poznania, od razu postanowiłam przyjrzeć się tej propozycji. Co więcej, ten hotel pojawił się wcześniej w moim sercu, ponieważ kilka lat temu, podczas wakacji w Gródku nad Dunajcem, płynąc łódką po Jeziorze Rożnowskim zamarzyłam sobie, że kiedyś spędzę weekend w tym hotelu i poznam go bliżej. Życie pisze różne scenariusze i tak się stało, że przyjechałam tu i zostałam na dłużej. Zarządzałaś ekskluzywnym hotelem w dużym mieście, teraz jesteś odpowiedzialna za sprawne funkcjonowanie obiektu położonego nad jeziorem. Dwa różne obiekty, dwa różne sposoby zarządzania – jakie są największe różnice? – BlowUp Hall 5050 to mały butikowy hotel z 22 pokojami w samym centrum Poznania, miasta biznesu, ale też w Starym Browarze. Był hotelem biznesowym, ale udało się nam stworzyć w nim taką atmosferę, że goście do nas wracali, przyjeżdżali też ze swoim rodzinami na weekendy, często na zakupy do Starego Browaru, najlepszego centrum handlowego świata. Hotel miał swój charakter, swoje tempo i pewne ograniczenia, ale chyba największą zaletą tego miejsca byli ludzie, którzy je tworzyli. Myślałam wtedy, że tylko w małym hotelu można mieć bezpośredni kontakt z gośćmi, znać ich nazwiska, spełniać ich oczekiwania, marzenia. Okazuje się jednak, że również w większym hotelu takim jak Heron Live Hotel ta znajomość gościa jest stosowana i ważna. Moi managerowie doskonale znają gości, którzy do nas przyjeżdżają. Znają ich upodobania, potrzeby. Zaskoczyło mnie to, ale też ucieszyło. Gość jest dla nas najważniejszy. Chcemy, żeby czuł się wyjątkowo, żeby był zadbany, zaopiekowany i ważny. Oba hotele są hotelami pięciogwiazdkowymi, a goście są wymagający. To na pewno łączy te dwa obiekty. Różni je liczna osób zatrudnionych w zespołach. W BlowUp Hall 5050 moim szefem była kobieta, a w Heron Live Hotel jest nim mężczyzna. To jest istotna różnica. W Poznaniu udało się nam stworzyć udany zespół zawodowo i prywatnie, ale w Heronie zostałam zaskoczona bardzo ciepłym przyjęciem. Poznanie 150 pracowników zajęło mi trochę czasu, ale już prawie z każdym udało mi się porozmawiać i nie były to tylko spotkania indywidualne, ale też grupowe. Cechą wspólną tych dwóch obiektów jest także to, że miałam i mam wielką przyjemność pracować ze znakomitymi szefami kuchni. Bardzo lubię dobrą kuchnię. Lubię dobrze zjeść i doceniam pyszne jedzenie. Pierwszy raz pracuję z tak dużymi zespołami. Zespół kuchni liczy ponad czterdzieści osób, w tym dwudziestu kucharzy i czterech cukierników. W BlowUp Hall w większości managerami byli mężczyźni, a w Heronie są nimi kobiety. Cieszę się bardzo, bo pierwszy raz mogę się bliżej przyjrzeć temu, jak pracują kobiety managerki. Każda z nich jest inna, każda jest fascynująca. Są profesjonalne, zaangażowane, otwarte, konkretne, kobiece. Ufam im. I właściwie od pierwszego dnia poczułyśmy ze sobą nić porozumienia. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Najważniejszy dla nich jest gość i jego potrzeby. Są uśmiechnięte, uważne, cierpliwe, wyrozumiałe. Nie patrzą na zegarek, żeby tylko wyjść punktualnie Z uwagą śledzą trendy w hotelarstwie. Krzysztof Małocha – szef kuchni ma znakomity smak i doskonale łączy wizje różnych kulinarnych podróży. Ma w sobie niesamowity spokój i świetnie zarządza swoim zespołem w kuchni. Nasi kucharze to pasjonaci i gotują z miłością. I to czują nasi goście. Nowa restauracja Botanika została doceniona przez gości od pierwszego dnia, co sprawiło wszystkim dużo radości. W Heron Live Hotel codziennie spotykamy się na odprawach, bo dużo się u nas dzieje i codzienność w hotelu bardzo szybko się zmienia. Regularne spotkania z managerami są konieczne, wymaga tego nie tylko sama specyfika hotelu, ale i obszary, którymi zarządzam. Jest ich dużo ze względu położenie Heron Live Hotel i szeroką ofertę usług dla naszych gości. Chcę być na bieżąco ze wszystkim. Codziennie bywam na pomoście, który jest ważnym miejscem. Interesuję się tym, co wiąże się z wypożyczaniem sprzętu wodnego. Odwiedzam nasze SPA, przez które przewija się mnóstwo ludzi. W Heronie mamy również dwie restauracje. To wszystko motywuje do pracy i troski o jakość. Odprawy są zatem bardzo ważne. Nie są długie, nie przekraczają godziny, ale dzięki nim wszyscy jesteśmy na bieżąco. Ważne tematy są omówione i decyzje podjęte. Dużo też chodzę po terenie, zaglądam w każdy kąt. Ogromnym atutem Herona jest też to, że mój szef, pan Andrzej Wiśniowski jest na miejscu. Mam do czynienia z kolejnym wizjonerem na swojej drodze. To biznesmen, który jest blisko swojego biznesu i to, że jest on w Heronie codziennie, jest wsparciem, zarówno dla mnie jak i dla zespołu. Dzieli się swoimi uwagami, spostrzeżeniami i przy tym traktuje nas po partnersku. Z błędów wyciągamy wnioski. Ta życzliwa obecność szefa oraz to, że jest on tak wielkim znawcą kuchni, smakoszem, przynosi efekty, korzystamy bowiem z najlepszych produktów. Pracujemy z produktami z najwyższej półki, bo sam właściciel, podróżując po świecie, robi zdjęcia, przywozi nam pomysły, inspiracje, dzieli się tym, czego doświadcza. Dzięki temu stajemy się coraz lepsi i stale podnosimy jakość. Heron Live Hotel jest położony blisko natury, z dala od zgiełku miasta. Jak odnalazłaś się w takim obiekcie? – Hotel położony jest w najpiękniejszym miejscu, w jakim byłam, jeśli chodzi o hotele nad wodą. Jezioro Rożnowskie jest przepiękne. Jest tu cisza, piękne wschody i zachody słońca. Mój pędzący świat zamieniłam na to niesamowite miejsce. Wszystko dzieje się po coś. Musiałam się na chwilę zatrzymać, usiąść na tarasie, na pomoście, popłynąć łódką i trochę pooddychać świeżym powietrzem. Czuję, że to ważny moment w moim życiu i że go potrzebowałam. Odpoczywam, mimo że pracuję bardzo dużo. Ja jestem bardziej zrelaksowana, chociaż jestem cały czas w pracy, bo mieszkam w hotelu. Z mężem dzieli nas 560 km, ale zauważyłam, że gdy przyjeżdża do mnie raz w miesiącu na tydzień to i on odpoczywa, inaczej oddycha i też chyba jest mu przyjemniej niż w rozpędzonym Poznaniu. Jestem zaskoczona tym, że nie brakuje mi niczego. A widoki, które mi towarzyszą, kiedy wyjeżdżam z hotelu na zakupy, zapierają mi dech w piersiach. Lubię ten spokój. Myślę, że to jest też między innymi to, czego goście szukają w naszym hotelu. Co według Ciebie wyróżnia Wasze 5 gwiazdek spośród innych ekskluzywnych hoteli w Polsce? Mogę wymieniać wiele, ale powiem o czterech najważniejszych wyróżnikach. Jest to znakomita kuchnia, bardzo dobre jedzenie, wyjątkowe. Mamy też znakomity zespół masażystek, fizjoterapeutek. Zabiegi oferowane przez nasze SPA są naprawdę na wysokim poziomie. Jestem tego pewna, bo jestem częstą bywalczynią SPA, uwielbiam zabiegi kosmetyczne i masaże, regeneruję się w takich miejscach. Bardzo wysoko oceniam kompetencje naszego zespołu. Potwierdzają to też informacje zawarte w ankietach, które wypełniają nasi goście. Często wracają na kolejne masaże, a to jest najwyższa ocena. I widok. Widok jest po prostu jedyny, wyjątkowy. Łączymy góry i jezioro. Zachody i wschody słońca są u nas przepiękne. I ten spokój natury, która nas zewsząd otacza. I ta taka bezszelestność jedyna w swoim rodzaju. Nie mogę też pominąć gościnności, która jest kolejnym naszym wyróżnikiem. Moi pracownicy z uśmiechem witają wszystkich gości i są otwarci na ich potrzeby. Sporo gości uważa, że nasz hotel jest także miejscem romantycznym. Przyjeżdżają do nas nastawieni na odpoczynek, na relaks, na bycie blisko ze sobą. Stawiają na czułość. Często mamy w hotelu śluby, urodziny, romantyczne kolacje. Świętujemy z gośćmi rocznice. Myślę, że przepiękny widok, połączenie wody i gór sprawia, że nasi goście mają dobre humory, a my czujemy to ich zrelaksowanie i dobrą energię w powietrzu. Wiem, że gdziekolwiek jesteś, wnosisz w to miejsce dużo pozytywnej energii i masę ciekawych pomysłów. Jaki ma plan na Heron Live Hotel? – To bardzo miłe, że tak to oceniasz. Faktycznie mam w sobie radość dziecka. Ona wynika też z ciekawości drugiego człowieka. Poznałam tutaj 150 fantastycznych osób i chciałabym stworzyć z nimi kolejny zgrany zespół ludzi, którzy się wspierają i sobie pomagają. Wierzę, że tę atmosferę wzajemnego szacunku i wsparcia przeniesiemy na naszych gości. Zaczęliśmy od cyklu szkoleń i już po kilku z nich widzę efekty, czuję jeszcze większą chęć współpracy i otwartość. Wiem, że jestem kolejnym dyrektorem na drodze zawodowej moich pracowników, więc jeszcze mi się przyglądają, ale dostaję ciepłe sygnały, że idziemy w dobrym kierunku i że, co najważniejsze, oni chcą iść ze mną w tym kierunku. Dowodem na to jest to nasze wspólne zdjęcie. Nie musiałam managerek na nie długo namawiać. Szybko zareagowały, poświęciły swój prywatny czas bo zdjęcie zrobiłyśmy w sobotni poranek. Wspólnie wymyśliłyśmy jak się ubierzemy. One zorganizowały makijażystkę, zorganizowały też panią fotograf Dorotę Czoch. Na zdjęciu są ze mną: Lidia Smitkowska – Manager Sprzedaży, Irmina Długopolska – Manager Marketingu, Aneta Kosecka – F&B Manager i Aneta Barczyk –Manager Recepcji. Wspaniałe managerki i kochające mamy. I tu sprawdza się moje powiedzenie, że kobiety to są doskonale zorganizowane istoty jeśli praca jest ich pasją. Miałyśmy przemiłe popołudnie. Wróciłyśmy do domu zadowolone z tego czasu i efektów. Oczywiście robiłyśmy to za zgodą naszego szefa. Lubimy czuć jego wsparcie i akceptację. Chciałabym, żeby Heron był najlepszym hotelem w Polsce. Bardzo zależy mi na jakości obsługi, na tym, żeby nasi goście wyjeżdżali od nas uśmiechnięci, i co bardzo ważne, żeby wracali do nas z uśmiechem. Chcę, żebyśmy pozytywnie zaskakiwali naszych gości, żebyśmy zmieniali się w zgodzie ze zmieniającą się rzeczywistością. Marzę, żeby ten hotel był takim drugim domem dla ludzi, którzy lubią luksus, doceniają małe gesty, przyrodę, wolniejsze tempo i spokój oraz wszystko to, co wynika z naturalnego położenia Heron Live Hotel. Uważam, że wielkim walorem jest też to, że bardzo duży nacisk kładziemy na indywidualne podejście do gościa. Ale oczywiście cenimy także biznesowe spotkania, którzy nasi partnerzy organizują u nas. Choć czasem zdarza się nam rezygnować z niektórych intratnych ofert biznesowych, by zadbać o dobro naszych gości indywidualnych. Doceniamy to, że goście przemierzają wiele kilometrów dla naszego basenu, widoku, kuchni, dla tego spokoju i ciszy, komfortu. Mamy w planach sporo zmian. Chcemy być dla naszych gości najładniejszym hotelem. Rozbudowujemy się. Szkolimy, kształcimy. Stworzyliśmy salę kinową. Na najwyższym piętrze budujemy przepiękny apartament z tarasem i jacuzzi. Zapraszam Państwa do Heron Live Hotel. Tu jest naprawdę pięknie o każdej porze roku. Przekonajcie się sami przekraczając próg naszego hotelu a my przywitamy Państwa z uśmiechem na twarzy. Fot.: Dorota Czoch Zespół Heron Live Hotel Monika Cichowska Wszystko dzieje się po coś – rozmowa z Martą Klepką Wszystko dzieje się po coś – rozmowa z Martą Klepką 17 grudnia, 2021 Najważniejsi są ludzie, a najpiękniejszą wartością są relację i my – redakcja Hotel Management – o tym wiemy. Pisząc o relacjach, pomyślałam o pięknym i emocjonalnym wywiadzie z Martą Klepką, która znalazła swoją bezpieczną przystań w Heron Live Hotel. Ja też wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Zapraszam do lektury! Jak długo pracujesz w hotelarstwie i dlaczego zdecydowałaś się na taką pracę? – Moja przygoda z hotelarstwem zaczęła się 10 lat temu, kiedy dostałam propozycję objęcia stanowiska dyrektora BlowUp Hotel 5050 w Poznaniu. Ta przygoda trwała osiem lat. Była spełnieniem marzenia, bo zawsze kochałam hotele, lubiłam w nich przebywać, lubiłam przyglądać się wszystkim tym, którzy w nich pracują, relacjom, które ze sobą nawiązują i budują z gośćmi. Widziałam siebie w roli hotelarza. Kierowanie hotelem było dużym wyzwaniem. Wiele się nauczyłam. Udało mi się zbudować wyjątkowy zespół. Było nas około 30 osób. Dowodem na to, że był to bardzo zgrany zespół jest fakt, że do tej pory jesteśmy w kontakcie i mimo tego, że pandemia pozmieniała nasze plany, to nadal jesteśmy ze sobą w miarę blisko, cały czas kibicujemy sobie w nowych obszarach zawodowych i cieszymy się sukcesami naszych kolegów i koleżanek z zespołu. Po zamknięciu hotelu BlowUp Hall 50 50 w Poznaniu zrobiłaś sobie przerwę od hotelarstwa? – Przez półtora roku zrobiłam sobie przerwę od hotelarstwa. W międzyczasie otworzyłam firmę, ale cały czas czułam, że czegoś mi brakuje. Jestem stworzona do pracy z ludźmi, do bycia blisko ludzi, uwielbiam tworzyć, budować zespoły. I gdy pojawiła się propozycja objęcia stanowiska dyrektora Heron Live Hotel w Gródku nad Dunajcem, to przyznam szczerze, że mimo ogromnej odległości, jaka mnie dzieli od mojego ukochanego Poznania, od razu postanowiłam przyjrzeć się tej propozycji. Co więcej, ten hotel pojawił się wcześniej w moim sercu, ponieważ kilka lat temu, podczas wakacji w Gródku nad Dunajcem, płynąc łódką po Jeziorze Rożnowskim zamarzyłam sobie, że kiedyś spędzę weekend w tym hotelu i poznam go bliżej. Życie pisze różne scenariusze i tak się stało, że przyjechałam tu i zostałam na dłużej. Zarządzałaś ekskluzywnym hotelem w dużym mieście, teraz jesteś odpowiedzialna za sprawne funkcjonowanie obiektu położonego nad jeziorem. Dwa różne obiekty, dwa różne sposoby zarządzania – jakie są największe różnice? – BlowUp Hall 5050 to mały butikowy hotel z 22 pokojami w samym centrum Poznania, miasta biznesu, ale też w Starym Browarze. Był hotelem biznesowym, ale udało się nam stworzyć w nim taką atmosferę, że goście do nas wracali, przyjeżdżali też ze swoim rodzinami na weekendy, często na zakupy do Starego Browaru, najlepszego centrum handlowego świata. Hotel miał swój charakter, swoje tempo i pewne ograniczenia, ale chyba największą zaletą tego miejsca byli ludzie, którzy je tworzyli. Myślałam wtedy, że tylko w małym hotelu można mieć bezpośredni kontakt z gośćmi, znać ich nazwiska, spełniać ich oczekiwania, marzenia. Okazuje się jednak, że również w większym hotelu takim jak Heron Live Hotel ta znajomość gościa jest stosowana i ważna. Moi managerowie doskonale znają gości, którzy do nas przyjeżdżają. Znają ich upodobania, potrzeby. Zaskoczyło mnie to, ale też ucieszyło. Gość jest dla nas najważniejszy. Chcemy, żeby czuł się wyjątkowo, żeby był zadbany, zaopiekowany i ważny. Oba hotele są hotelami pięciogwiazdkowymi, a goście są wymagający. To na pewno łączy te dwa obiekty. Różni je liczna osób zatrudnionych w zespołach. W BlowUp Hall 5050 moim szefem była kobieta, a w Heron Live Hotel jest nim mężczyzna. To jest istotna różnica. W Poznaniu udało się nam stworzyć udany zespół zawodowo i prywatnie, ale w Heronie zostałam zaskoczona bardzo ciepłym przyjęciem. Poznanie 150 pracowników zajęło mi trochę czasu, ale już prawie z każdym udało mi się porozmawiać i nie były to tylko spotkania indywidualne, ale też grupowe. Cechą wspólną tych dwóch obiektów jest także to, że miałam i mam wielką przyjemność pracować ze znakomitymi szefami kuchni. Bardzo lubię dobrą kuchnię. Lubię dobrze zjeść i doceniam pyszne jedzenie. Pierwszy raz pracuję z tak dużymi zespołami. Zespół kuchni liczy ponad czterdzieści osób, w tym dwudziestu kucharzy i czterech cukierników. W BlowUp Hall w większości managerami byli mężczyźni, a w Heronie są nimi kobiety. Cieszę się bardzo, bo pierwszy raz mogę się bliżej przyjrzeć temu, jak pracują kobiety managerki. Każda z nich jest inna, każda jest fascynująca. Są profesjonalne, zaangażowane, otwarte, konkretne, kobiece. Ufam im. I właściwie od pierwszego dnia poczułyśmy ze sobą nić porozumienia. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Najważniejszy dla nich jest gość i jego potrzeby. Są uśmiechnięte, uważne, cierpliwe, wyrozumiałe. Nie patrzą na zegarek, żeby tylko wyjść punktualnie Z uwagą śledzą trendy w hotelarstwie. Krzysztof Małocha – szef kuchni ma znakomity smak i doskonale łączy wizje różnych kulinarnych podróży. Ma w sobie niesamowity spokój i świetnie zarządza swoim zespołem w kuchni. Nasi kucharze to pasjonaci i gotują z miłością. I to czują nasi goście. Nowa restauracja Botanika została doceniona przez gości od pierwszego dnia, co sprawiło wszystkim dużo radości. W Heron Live Hotel codziennie spotykamy się na odprawach, bo dużo się u nas dzieje i codzienność w hotelu bardzo szybko się zmienia. Regularne spotkania z managerami są konieczne, wymaga tego nie tylko sama specyfika hotelu, ale i obszary, którymi zarządzam. Jest ich dużo ze względu położenie Heron Live Hotel i szeroką ofertę usług dla naszych gości. Chcę być na bieżąco ze wszystkim. Codziennie bywam na pomoście, który jest ważnym miejscem. Interesuję się tym, co wiąże się z wypożyczaniem sprzętu wodnego. Odwiedzam nasze SPA, przez które przewija się mnóstwo ludzi. W Heronie mamy również dwie restauracje. To wszystko motywuje do pracy i troski o jakość. Odprawy są zatem bardzo ważne. Nie są długie, nie przekraczają godziny, ale dzięki nim wszyscy jesteśmy na bieżąco. Ważne tematy są omówione i decyzje podjęte. Dużo też chodzę po terenie, zaglądam w każdy kąt. Ogromnym atutem Herona jest też to, że mój szef, pan Andrzej Wiśniowski jest na miejscu. Mam do czynienia z kolejnym wizjonerem na swojej drodze. To biznesmen, który jest blisko swojego biznesu i to, że jest on w Heronie codziennie, jest wsparciem, zarówno dla mnie jak i dla zespołu. Dzieli się swoimi uwagami, spostrzeżeniami i przy tym traktuje nas po partnersku. Z błędów wyciągamy wnioski. Ta życzliwa obecność szefa oraz to, że jest on tak wielkim znawcą kuchni, smakoszem, przynosi efekty, korzystamy bowiem z najlepszych produktów. Pracujemy z produktami z najwyższej półki, bo sam właściciel, podróżując po świecie, robi zdjęcia, przywozi nam pomysły, inspiracje, dzieli się tym, czego doświadcza. Dzięki temu stajemy się coraz lepsi i stale podnosimy jakość. Heron Live Hotel jest położony blisko natury, z dala od zgiełku miasta. Jak odnalazłaś się w takim obiekcie? – Hotel położony jest w najpiękniejszym miejscu, w jakim byłam, jeśli chodzi o hotele nad wodą. Jezioro Rożnowskie jest przepiękne. Jest tu cisza, piękne wschody i zachody słońca. Mój pędzący świat zamieniłam na to niesamowite miejsce. Wszystko dzieje się po coś. Musiałam się na chwilę zatrzymać, usiąść na tarasie, na pomoście, popłynąć łódką i trochę pooddychać świeżym powietrzem. Czuję, że to ważny moment w moim życiu i że go potrzebowałam. Odpoczywam, mimo że pracuję bardzo dużo. Ja jestem bardziej zrelaksowana, chociaż jestem cały czas w pracy, bo mieszkam w hotelu. Z mężem dzieli nas 560 km, ale zauważyłam, że gdy przyjeżdża do mnie raz w miesiącu na tydzień to i on odpoczywa, inaczej oddycha i też chyba jest mu przyjemniej niż w rozpędzonym Poznaniu. Jestem zaskoczona tym, że nie brakuje mi niczego. A widoki, które mi towarzyszą, kiedy wyjeżdżam z hotelu na zakupy, zapierają mi dech w piersiach. Lubię ten spokój. Myślę, że to jest też między innymi to, czego goście szukają w naszym hotelu. Co według Ciebie wyróżnia Wasze 5 gwiazdek spośród innych ekskluzywnych hoteli w Polsce? Mogę wymieniać wiele, ale powiem o czterech najważniejszych wyróżnikach. Jest to znakomita kuchnia, bardzo dobre jedzenie, wyjątkowe. Mamy też znakomity zespół masażystek, fizjoterapeutek. Zabiegi oferowane przez nasze SPA są naprawdę na wysokim poziomie. Jestem tego pewna, bo jestem częstą bywalczynią SPA, uwielbiam zabiegi kosmetyczne i masaże, regeneruję się w takich miejscach. Bardzo wysoko oceniam kompetencje naszego zespołu. Potwierdzają to też informacje zawarte w ankietach, które wypełniają nasi goście. Często wracają na kolejne masaże, a to jest najwyższa ocena. I widok. Widok jest po prostu jedyny, wyjątkowy. Łączymy góry i jezioro. Zachody i wschody słońca są u nas przepiękne. I ten spokój natury, która nas zewsząd otacza. I ta taka bezszelestność jedyna w swoim rodzaju. Nie mogę też pominąć gościnności, która jest kolejnym naszym wyróżnikiem. Moi pracownicy z uśmiechem witają wszystkich gości i są otwarci na ich potrzeby. Sporo gości uważa, że nasz hotel jest także miejscem romantycznym. Przyjeżdżają do nas nastawieni na odpoczynek, na relaks, na bycie blisko ze sobą. Stawiają na czułość. Często mamy w hotelu śluby, urodziny, romantyczne kolacje. Świętujemy z gośćmi rocznice. Myślę, że przepiękny widok, połączenie wody i gór sprawia, że nasi goście mają dobre humory, a my czujemy to ich zrelaksowanie i dobrą energię w powietrzu. Wiem, że gdziekolwiek jesteś, wnosisz w to miejsce dużo pozytywnej energii i masę ciekawych pomysłów. Jaki ma plan na Heron Live Hotel? – To bardzo miłe, że tak to oceniasz. Faktycznie mam w sobie radość dziecka. Ona wynika też z ciekawości drugiego człowieka. Poznałam tutaj 150 fantastycznych osób i chciałabym stworzyć z nimi kolejny zgrany zespół ludzi, którzy się wspierają i sobie pomagają. Wierzę, że tę atmosferę wzajemnego szacunku i wsparcia przeniesiemy na naszych gości. Zaczęliśmy od cyklu szkoleń i już po kilku z nich widzę efekty, czuję jeszcze większą chęć współpracy i otwartość. Wiem, że jestem kolejnym dyrektorem na drodze zawodowej moich pracowników, więc jeszcze mi się przyglądają, ale dostaję ciepłe sygnały, że idziemy w dobrym kierunku i że, co najważniejsze, oni chcą iść ze mną w tym kierunku. Dowodem na to jest to nasze wspólne zdjęcie. Nie musiałam managerek na nie długo namawiać. Szybko zareagowały, poświęciły swój prywatny czas bo zdjęcie zrobiłyśmy w sobotni poranek. Wspólnie wymyśliłyśmy jak się ubierzemy. One zorganizowały makijażystkę, zorganizowały też panią fotograf Dorotę Czoch. Na zdjęciu są ze mną: Lidia Smitkowska – Manager Sprzedaży, Irmina Długopolska – Manager Marketingu, Aneta Kosecka – F&B Manager i Aneta Barczyk –Manager Recepcji. Wspaniałe managerki i kochające mamy. I tu sprawdza się moje powiedzenie, że kobiety to są doskonale zorganizowane istoty jeśli praca jest ich pasją. Miałyśmy przemiłe popołudnie. Wróciłyśmy do domu zadowolone z tego czasu i efektów. Oczywiście robiłyśmy to za zgodą naszego szefa. Lubimy czuć jego wsparcie i akceptację. Chciałabym, żeby Heron był najlepszym hotelem w Polsce. Bardzo zależy mi na jakości obsługi, na tym, żeby nasi goście wyjeżdżali od nas uśmiechnięci, i co bardzo ważne, żeby wracali do nas z uśmiechem. Chcę, żebyśmy pozytywnie zaskakiwali naszych gości, żebyśmy zmieniali się w zgodzie ze zmieniającą się rzeczywistością. Marzę, żeby ten hotel był takim drugim domem dla ludzi, którzy lubią luksus, doceniają małe gesty, przyrodę, wolniejsze tempo i spokój oraz wszystko to, co wynika z naturalnego położenia Heron Live Hotel. Uważam, że wielkim walorem jest też to, że bardzo duży nacisk kładziemy na indywidualne podejście do gościa. Ale oczywiście cenimy także biznesowe spotkania, którzy nasi partnerzy organizują u nas. Choć czasem zdarza się nam rezygnować z niektórych intratnych ofert biznesowych, by zadbać o dobro naszych gości indywidualnych. Doceniamy to, że goście przemierzają wiele kilometrów dla naszego basenu, widoku, kuchni, dla tego spokoju i ciszy, komfortu. Mamy w planach sporo zmian. Chcemy być dla naszych gości najładniejszym hotelem. Rozbudowujemy się. Szkolimy, kształcimy. Stworzyliśmy salę kinową. Na najwyższym piętrze budujemy przepiękny apartament z tarasem i jacuzzi. Zapraszam Państwa do Heron Live Hotel. Tu jest naprawdę pięknie o każdej porze roku. Przekonajcie się sami przekraczając próg naszego hotelu a my przywitamy Państwa z uśmiechem na twarzy. Fot.: Dorota Czoch Zespół Heron Live Hotel Monika Cichowska Może zainteresują Ciebie Accor z darowizną dla Centrum Pomocy Humanitarnej PTAK Warsaw Expo “Inspired by her” w The Bridge Wrocław MGallery Pierwszy w Polsce Wyndham Hotel otwarty Ecolab wprowadza innowacyjny środek do ręcznego mycia i dezynfekcji naczyń Modernistyczny Mövenpick Zagreb wita pierwszych gości Hotellion od PMS Labs. Premiera nowego systemu do zarządzania hotelem Jeszcze w średniowieczu wielkie plemiona Azteków i Inków wiodły w miarę spokojny żywot na nikomu w Europie nieznanym kontynencie ? w Ameryce Południowej. Ludzie stamtąd wyznawali zabobonne religie, składając krwawe ofiary swoim bezlitosnym bogom. Wierzyli, że tylko mordując swoich rodaków na ofiarnych ołtarzach zyskują sobie przychylność bóstw. Byli przez setki lat trzymani w potwornej ciemnocie przez swoich sprytnych kapłanów, ?pośredniczących? pomiędzy ludem a bogami. Duchowni ci przez pokolenia manipulowali podległą sobie społecznością, wykorzystując zresztą zupełnie naturalne zjawiska przyrodnicze (jak np. zaćmienie słońca, które dzięki obserwacjom przyrodniczym byli w stanie przewidzieć, a następnie przepowiedzieć, strasząc przerażonych ludzi, że bogowie pragną ?zabrać im słońce?). Aztekowie i Inkowie mieli swoje wierzenia, swoje tabu, swoje zakazy i nakazy, podobnie jak wyznawcy wszelkich innych religii. Byli przekonani, że wzniesione przez nich samych świątynie są rewirem bóstw, z zabobonnym lękiem oddawali cześć złotym figurkom i wszelkim innym symbolom, podporządkowywali się wszelkim, najbardziej nawet idiotycznym sugestiom swoich kapłanów itp. Do dzisiaj nic się w tym zakresie nie zmieniło. Religia nadal jest przykładem gigantycznej manipulacji a dzisiejsi, nieco bardziej nowocześni kapłani nadal niewiarygodnie się bogacą, opowiadając wyznawcom niestworzone rzeczy i sprzedając im złudzenia za ciężkie pieniądze. U schyłku średniowiecza Hiszpania rozpoczęła krwawe wyprawy do Ameryki Środkowej i Południowej, celem zdobywania nowych terenów w Nowym Świecie. Hiszpańscy konkwistadorzy, tacy jak Hernan Cortes czy Francisco Pizarro najechali ziemie Azteków i Inków, depcząc wszelkie świętości, wymordowali masę ludzi, nakradli całe góry złota, zaś po starożytnych religiach niewiele do dzisiaj zostało. Być może konkwistadorzy po prostu nie wiedzieli (albo wiedzieli, ale mieli to w nosie), że depczą i plugawią święte miejsca, bo gdyby ulegli wyznawanym przez podbijane ludy czarom, historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej. Dziś już chyba nikt nie oddaje pokłonów dawnym bogom. Wszystko jest kwestią nastawienia i wyznawanych przesądów. Gdyby złoty posążek zdeptał któryś z Inków, być może natychmiast padłby martwy, ?ukarany śmiercią? przez wyznawane bóstwo. Jeśli to samo zrobił Pizarro, kpiący sobie z inkaskich wierzeń (albo nie mający o nich pojęcia) i uznający inkaskich bogów za bzdurny wymysł, nic szczególnego mu się nie stało. W życiu codziennym takich przykładów można wymieniać mnóstwo. Dopóki upieramy się, że coś istnieje, jesteśmy w stanie znaleźć na to ?przekonujące? dowody. Mamy naturalną skłonność do doszukiwania się w otaczającej rzeczywistości prawideł i zależności, które istnieją lub nie ? z całą jednak pewnością istnieją w naszych głowach. Jeżeli osoba nikczemna i podła zachoruje lub umiera, słychać "no, wreszcie dosięgła go kara". A co z tymi dobrymi osobami, które chorują? Umieramy przecież wszyscy, tak czy inaczej. Wszyscy mamy jakieś straszne grzechy na sumieniu? Na tej samej zasadzie powstają światłe poglądy, zgodnie z którymi ?Murzyni są głupi?, ?Żydzi są cwani i skąpi?, ?Cyganie kradną? itd. Również takie przekonania powstają na bazie pojedynczych, nic nie znaczących doświadczeń ? jeśli ktoś został dwa razy w życiu obrażony przez osobę o rudych włosach szybko może wyciągnąć wniosek, że wszyscy rudzi są złośliwi. Kiedy Robinson Crusoe uparł się, by nawrócić Piętaszka na jedynie słuszną, chrześcijańską wiarę, był akurat wstrząśnięty krwawymi zwyczajami podobnych Piętaszkowi, miejscowych ludożerców. Wspominał także, że plemienni kapłani oszukują swoich rodaków, opowiadając im o nieistniejących bogach i bogacą się, wyłudzając od nich najróżniejsze dobra w charakterze ?ofiary?. Nie zauważył, że dokładnie to samo robią uznawani przez niego kapłani katoliccy?Podobnie, jak wszystko inne, również każda religia ma swoje narodziny, rozkwit i zmierzch. Proszę zwrócić uwagę, co stało się z dawnymi wierzeniami wszelkich ludów, kiedy wyparły je dzisiejsze religie. Podobny los czeka religie dzisiejsze, które umrą śmiercią naturalną, kiedy tylko ludziom kolejny raz ?zmieni się punkt widzenia?. Już dzisiaj obserwuję coraz bardziej wyraźny zwrot ku religiom wschodnim (jak buddyzm, taoizm czy szintoizm) ? bardziej logicznym, abstrakcyjnym i relatywistycznym. Znana psychologiczna zasada mówi: "znajdziesz to, czego szukasz". Wydaje mi się, że człowiek XXI wieku powinien podejmować zdecydowaną walkę z krępującymi jego życie psychiczne zabobonami. ?Cierpienie uszlachetnia?? proszę to powiedzieć rodzicom dzieci chorujących na białaczkę (albo lepiej samym tym dzieciom). Ten slogan to kolejna mimowolna manifestacja bezsilności ? ciekaw jestem, czy ktokolwiek na tym Forum aktywnie poszukuje cierpienia, żeby się trochę uszlachetnić. Niestety ? ku mojemu (i nie tylko mojemu) ubolewaniu, zabobon nie omija także psychologii. Nie brakuje psychologów, a zwłaszcza psychoterapeutów, wmawiających klientom najrozmaitsze, a baśniowe i kolorowe bzdury, byle tylko zarobić na chleb powszedni. Dla porządku przyjmijmy, że szczęście to nie brak problemów, ale zdolność ich rozwiązywania. Spróbuj sobie wyobrazić, ile niesamowitych rozwiązań mogłoby pojawić się w twojej głowie, gdybyś tylko uwolnił umysł od rozgrzebywania problemów i otworzył się na nowe możliwości. Gdybyś zawsze patrzył na to, co masz, a nie na to, co właśnie straciłeś. Zastanawiał się raczej, jak wykorzystać to, co zostało niż rozpaczać nad chybionymi inwestycjami. Jak to osiągnąć? Oto kilka wskazówek Marca Chernoffa, które mogą okazać się przydatne w najtrudniejszych momentach. 1. Ból jest częścią rozwoju Czasami życie samo zamyka za nami drzwi. Okoliczności zmuszają nas do zmiany wektora. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ nadchodzi czas, by ruszyć naprzód, a sami boimy się pchnąć nasze życie do przodu. Gdy nadchodzą ciężkie czasy, pamiętaj, że nie ma bólu lub przeciwności, których nie da się przekuć w coś pozytywnego. To, że się z czymś zmagasz nie oznacza, że idziesz na dno. Każdy wielki sukces okupiony jest zmaganiami i wymaga czasu. Warto jednak zachować pozytywne myślenie. Pamiętaj, że istnieją dwa rodzaje bólu: taki, który nas osłabia i taki, który nas zmienia na lepsze. Gdy twoje życie to ciągły postęp, a nie tkwienie w miejscu, oba rodzaje bólu mogą pomóc ci się rozwinąć. 2. Nic nie trwa wiecznie Nawet po najciemniejszej nocy przychodzi dzień. Brzmi banalnie? Może, ale każdego ranka dostajemy dowód, że to prawda, a mimo to łatwo o tym zapominamy. Ulegamy przekonaniu, że zawsze będzie źle. Błąd. Nic nie trwa wiecznie. Jeśli wszystko układa się po naszej myśli, cieszmy się tym, póki trwa. Jeśli wszystko idzie źle, nie ma powodów do rozpaczy, bo to też się kiedyś skończy. Przeciwności i problemy to nie powód, by rezygnować ze śmiechu czy radości z życia. Każdy moment to jednocześnie koniec i początek, każda sekunda to nowa szansa, którą warto wykorzystać. 3. Strach i narzekanie nic nie zmienią Ci, którzy narzekają najwięcej, zazwyczaj osiągają najmniej. Nie udało się? To jeszcze nie koniec świata. Koniec jest wtedy, gdy nic nie robisz i zamartwiasz się tym. Jeśli w coś wierzysz, działaj! Podejmuj kolejne próby, walcz o to. Jeśli spędzisz dzisiejszy dzień na narzekaniu na wczorajszą porażkę, jutro nie będzie lepsze. Pamiętaj, że prawdziwe szczęście osiągniesz nie wtedy, gdy będziesz rozpamiętywał porażki, ale wtedy, gdy będziesz wdzięczny za uniknięcie dodatkowych problemów. 4. Blizny to symbol siły Nigdy nie wstydź się swoich blizn. Oznaczają one, że przeszedłeś przez coś trudnego i wyszedłeś z tego żywy. Poradziłeś sobie. Blizna to symbol triumfu, z którego warto być dumnym. Nie pozwól tylko, by sprawiały, ze żyjesz w strachu. Nie możesz ich zmazać, ale możesz patrzeć na nie inaczej. Jak mawiał Rumi: „Rana to miejsce, przez które światło dostaje się do twojego wnętrza”. 5. Nawet najmniejsze zmaganie to krok naprzód Cierpliwość to nie czekanie, a umiejętność utrzymywania dobrego nastawienia podczas ciężkiej pracy. Czujesz się samotny? Cierpliwości. Samotność może dać ci przestrzeń do działania i podjęcia następnej próby. Widzisz? Wystarczy odrobina determinacji i kryzys można przekuć w sukces. Pamiętaj, przeszkody to kolejne etapy drogi do celu. 6. Negatywne nastawienie innych to nie twój problem Nawet gdy otacza cię rzesza ponuraków, pozostań pozytywny. Uśmiechaj się, gdy inni będą próbowali zarazić cię pesymizmem. Pozostań sobą. Ponad wszystko nie próbuj się zmieniać, aby zaimponować komuś, kto uważa, ze nie jesteś wystarczająco dobry. Zmieniaj się tylko po to, by się rozwijać i stawać się lepszym człowiekiem. Dbaj o siebie, a nie o to, jak cię postrzegają inni. Jasne, przy odrobinie entuzjazmu łatwiej rozwinąć skrzydła, ale dopiero gdy go brak, a Ty walczysz dalej – to jest prawdziwa sztuka! 7. Co ma być to będzie Prawdziwą siłę okażesz wtedy, gdy będziesz miał mnóstwo powodów do narzekania i użalania się nad sobą, a nadal będziesz się uśmiechał i doceniał życie. W każdej przeciwności losu istnieje szansa, warto mieć otwarty umysł i ją dostrzegać. Nie jesteś w stanie wszystkiemu zapobiec. Żaden człowiek nie jest w stanie mieć pełnego wpływu na bieg wydarzeń. Czasami trzeba odpuścić i pozwolić sprawom toczyć się własnym torem, bo w przeciwnym wypadku można doprowadzić się do szaleństwa. Kochać swoje życie to w uproszczeniu ufanie własnej intuicji i wykorzystywanie szansy, jaką daje nam los oraz wyciąganie wniosków z doświadczeń. 8. Najlepsza rzecz jaką możesz zrobić to iść do przodu Nie bój się podejmowania wyzwań, próbuj mimo porażek, miej marzenia mimo trudności. Nie pozwól, by ciężkie doświadczenie sprawiło, że zamkniesz się w sobie. Pamiętaj, że nawet najtrudniejsze momenty mogą być częścią drogi do celu. To prawda, że życie jest ciężkie, ale ty jesteś silniejszy. Znajdź w sobie siłę, by codziennie się śmiać i cieszyć życiem. Idź dalej, rozwijaj się! Źródło: - Uważam, że wszystko dzieje się po coś, że ktoś ma większy plan, którego ja nie do końca musiałam, w tamtym czasie rozumieć - mówi Joanna Mazur paraolimpijka, multimedalistka mistrzostw świata i Europy niepełnosprawnych. 6 kwietnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Sportu dla Rozwoju i Pokoju. Z tej okazji rozmawiamy z paraolimpijką, multimedalistką mistrzostw świata i Europy niepełnosprawnych Joanną Mazur. Urodziła się z dystrofią plamki żółtej, przez co już jako dziecko zaczęła tracić wzrok. Mimo to, nie załamała się i postanowiła dosłownie "pędzić", by nikt nie mógł jej dogonić w realizacji założonych celów. Sport dla każdego Kamil Babuśka: Każdy nadaje się do sportu? Joanna Mazur: - Myślę, że tak. Każdy może znaleźć dyscyplinę, konkurencję, która będzie sprawiać mu przyjemność - jest ich tak wiele, że każdy znajdzie coś dla siebie. Nie wszyscy muszą być wyczynowymi sportowcami. Potrzeba jedynie zmotywowania się i czasem odwagi w pierwszych krokach, by później można było regularnie uprawiać sport i czerpać z niego masę korzyści. W jednym z wywiadów wspomniała pani, że "sport to jest droga do realizacji marzeń". Co jest najlepszego na tej "drodze"? - Ta droga to czasem długi proces. Myślę, że jestem tego dobrym przykładem. Najlepsze jest, kiedy udaje się realizować małe, pośrednie cele, które zbliżają nas do tego głównego. Cała "zabawa" polega na tym, że małe punkty nie realizują się same, nie jest to przypadkowe działanie. Trzeba w tę realizację włożyć bardzo dużo pracy i zaangażowania, niejednokrotnie okazuje się, że same starania i poświęcenie są niewystarczające, potrzeba czegoś więcej. Nieraz to jeszcze większe skupienie, wprowadzenie różnego rodzaju zmian, odważenie się, zaryzykowanie, a czasem wystarczy tylko się "mocniej wkurzyć". To wszystko zależy od sytuacji. W trakcie tej drogi dojrzewamy, poznajemy swoje mocne i słabe strony, spotykamy również wielu wartościowych ludzi ze sportową duszą. Mam wrażenie, że tylko oni rozumieją styl życia, który wybrałam. Ci ludzie są niewątpliwie jednym z wielu atutów uprawiania sportu. Można powiedzieć, że pani dzięki sportowi odkryła swoją osobowość na nowo? - Czy na nowo, to nie jestem przekonana - zbieram po prostu "obficie" życiowe doświadczenie. Najpierw miałam radosne dzieciństwo, później przyszła choroba, a następnie pojawił sport. To moje życie w ogromnym skrócie. Wiem, że to dopiero początek, a sportowa przygoda kiedyś się skończy. Póki co, mocno "haruję", by dawać mnóstwo pozytywnych emocji nie tylko sobie, ale i kibicom. Jak wygląda pani codzienność, taki zwykły dzień? Jest nierozerwalnie związany ze sportem? - Jesteśmy w takiej fazie przygotowania, gdy trenujemy trzy razy dziennie [gdy rozmawiamy Joanna Mazur przebywa na zgrupowaniu w Wałczu - przyp. red.]. Budzę się ok. 6:20, 25 minut później rozpoczyna się mój pierwszy trening. Po nim jem śniadanie, chwila przerwy, następnie drugi trening. Potem obiad, po którym kolejny trening. Na koniec dnia następuje odnowa biologiczna. Tak mniej więcej wygląda moje życie przez siedem dni w tygodniu. Cele, nie marzenia Lubi pani marzyć i rozmawiać o marzeniach? - Chyba nie do końca. Bardziej mam cele niż marzenia. Marzenia zawsze wydawały mi się jako coś nierealnego do osiągnięcia, a nad realizacją celów pracujemy sami. Jest więc pani realistką. Takie podejście wynika z doświadczeń życiowych czy po prostu z usposobienia, charakteru? - Pewnie trochę z usposobienia, trochę z charakteru. Jestem "optymistyczną realistką". Zawsze chciałabym, żeby wszystko układało się po mojej myśli, ale wszyscy wiemy, że to nie zawsze tak ładnie się układa. Dlatego może zamiast typowego planu "B" należy reagować na bieżąco i po prostu działać. Joanna Mazur o Bogu "Na początku buntowałam się przeciw wszystkiemu, co sprawiło, że nie widzę, w tym przeciwko Bogu. To był dla mnie trudny okres w życiu, ale już dogadałam się z Górą i mamy pewien układ” - tych słów użyła pani w rozmowie dla magazynu "Viva!". O jaki układ chodzi? - Nie wiem czy mogę mówić, bo to jest, jednak umowa - klauzula poufności (śmiech). Od ósmego roku miałam zupełnie stracić wzrok, mimo to nadal widziałam i widzę nadal światło czy kolory. Szczególnie dla mnie, jako kobiety jest to ważne, bo dzięki temu lubię słoneczną pogodę i kolorowe ubrania. Mój układ z Górą polega więc właśnie na tym, by mi to zupełnie nie zgasło. Jak ochronić swoją wiarę w takich trudnych okolicznościach? Co jest kluczowe - wsparcie innych ludzi, czy po prostu silna wola? - Wsparcie bliskich jest zawsze ważne. Kluczowe było moje pogodzenie się z sytuacją, która nastała. Mam wrażenie, że się z nią nadal nie pogodziłam - jest to proces. Zaakceptowałam ją i uczę się żyć z tym, co mam. Uważam, że wszystko dzieje się po coś, że ktoś ma większy plan, którego ja nie do końca musiałam w tamtym czasie rozumieć. Musiałam nauczyć się żyć, gdy nie widzę. Takie myślenie sprawiło, że mogłam iść dalej, ale sport sprawił, że dalej "idę z pasją" i dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem, a w żadnym wypadku nie gorszym z powodu swojej dysfunkcji.

wszystko dzieje się po coś